Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

budzące obawy w sercu męża szczerze przywiązanego, spaźniało wyjazd do miasta. Odkładano go z dnia na dzień, siedząc dalej w domu.
Nataszka znosząc zrazu bardzo filozoficznie i spokojnie nieobecność narzeczonego, teraz stawała się z dniem każdym niecierpliwszą i bardziej rozdrażnioną. Dumała nie raz nad tem, o ile mogłaby była użyć lepiej tych długich miesięcy bolesnej rozłąki, kochając, i będąc nawzajem kochaną, przy boku męża. Czuła żal do Andrzeja, że znosi tak stoicznie dziki kaprys starego dziwaka, że włóczy się bezmyślnie z kraju do kraju, z miasta do miasta, zamiast do niej przylecieć na skrzydłach miłości. Im czulszemi były jego listy, im więcej okazywał interesowania się jej osóbką, tem ją to bardziej gniewało i drażniło. Korespondencja z narzeczonym nie przynosiła jej pociechy, nie sprawiała najmniejszej przyjemności. Jej odpowiedzi, które matka stale odczytywała, poprawiając błędy w pisowni, były sztywne i bezbarwne. Czuła zupełną niemożność, wylać na papier, leżący przed nią, w swojej białości niepokalanej, tego wszystkiego, co byłaby wypowiedziała z taką łatwością, jednem słówkiem, rzutem oka, lub słodkim uśmiechem. To też pisała li z musu, aby dopełnić nudnej powinności, nie przywiązując do tych listów żadnej wartości! Wyjazd do Moskwy stawał się z dniem każdym naglejszy. Prócz sprzedaży dóbr i pałacu, trzeba było pomyśleć w końcu o wyprawie dla Nataszki, i zjechać się w mieście z Andrzejem, którego powrotu oczekiwano od dnia do dnia. Miał i stary książę Bołkoński wybrać się na zimę do Moskwy. Nataszka zaręczała każdemu najsolenniej, że