Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.
II.

W skutek tej rozmowy z matką, Mikołaj pozostał smutnym i przygnębionym przez kilka dni. Czuł, że wypada mu dogodzić matki życzeniu i że powinien wglądnąć w nudne i zawikłane szczegóły, całej administracji. Ta konieczność męczyła go niewypowiedzianie. Postanowił zatem skończyć z tem im prędzej, tem lepiej i połknąć od razu gorzką pigułkę, skoro tak być musiało. Z brwiami ściągniętemi, z miną Jowisza gromowładnego, udał się zaraz na trzeci dzień po przyjeździe, do oficyn, gdzie mieszkał z rodziną całą Mitenka. Po drodze nie odpowiadał na niczyje pytania. Gdy wszedł do tak zwanej „kancelarji pana rządcy“, zażądał ostro i stanowczo, żeby mu pokazał Mitenka „Rachunki wszystkie administracyjne“. Czem to właściwie być miało, Mikołaj co prawda sam nie wiedział a jeszcze mniej miał o tem wyobrażenia Mitenka. Spiorunowany, skamieniały, rządca bełkotał, plątał się najokropniej, niby to coś tłumacząc i wyjaśniając, z czego nie byłby był mądrym i sam nieboszczyk Salomon! Gminny urząd, z wójtem na czele, czekający na pana rządcę w sieni, usłyszał nagle z przestrachem, ale nie bez pewnego zadowolenia, głos gniewny i mocno podniesiony młodego hrabiego. Burza wzmagała się coraz gwałtowniej, na głowę biednego Mitenki, spadał grad obelg i przekleństw coraz dosadniejszych:
— Zbóju, łotrze bez krzty sumienia, psie jeden. Ubiję cię, rozdepczę, jak najpodlejszą gadzinę!... — i tak dalej i dalej...