Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

bądź cytował rozmaite krotochwilne anegdotki ze swojej młodości, lub też chłostał bez litości, dowcipami i docinkami niesłychanie dokuczliwemi, obecną politykę i ludzi występujących na widownię. Słuchano go zawsze w nastroju uroczystym, w milczeniu głębokiem, otaczając starca oznakami czci najwyższej. Dom jego przedstawiał całość imponującą, będącą w harmonji zupełnej z jego własną osobistością. Pyszne umeblowanie, przypominało początek wieku XVIII. Służba występywała zawsze w pełnej gali. On sam, przemawiający tonem ostrym, ucinkowym, dumnym i despotycznym, ale nie mniej logicznie i nader rozumnie, był przedstawicielem, epoki nie istniejącej już obecnie. W tym ponurym obrazie zagrobowym niejako, urokiem jedynym, była słodka, cicha i łagodna księżniczka Marja, jak i fertyczna, zalotna, uśmiechająca się do każdego jednakowo, panna Bourrienne. Obie usługiwały starcowi na wyścigi, co wpływało również dodatnio na gości. Zapominali samoluby, że w życiu jest jeszcze więcej godzin, niż tych kilka, poświęconych wspólnej zabawie. Gdy one mijały, despotyzm starca, dawał się uczuć boleśnie domownikom, a w szczególności biednej córce, drżącej wiecznie ze strachu przed ojcem. Pozbawiona swojej rozrywki najmilszej, rozmów z Dziećmi Bożemi, i samotności, kiedy wolno jej było przynajmniej wypłakać się i użalić przed Bogiem, co zawsze wpływało na nią uspakajająco, księżniczka Marja czuła się w Moskwie bardzo nieszczęśliwą. Nie bywała u nikogo, więc też pobyt w wielkiem mieście, nie przynosił jej żadnej odmiany na lepsze, nie sprawiał żadnej przyjemności. Przestano ją nawet zapraszać, wiedząc z góry,