Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

ją kocham, że mi serce o mało nie pęknie, gdy pomyślę, iż mogła by się dostać takiemu niegodziwcowi, libertynowi bez czci i wiary!... Cóż ty na to?...
Nic matce na razie nie odpowiedział. I jemu jednak niemiło było pomyśleć, że mógłby stracić za jednym zamachem owoc żmudnego nadskakiwania pannie obecnie nieładnej i niemłodej; i że krociowe dochody Julji, które on potrafiłby użyć prawdziwie po pańsku, dostałyby się w szpony takiemu oczajduszy i nicponiowi, jak Anatol. Postanowił więc, tym razem stanowczo i nieodwołalnie, poprosić o rękę Julji. Przyjęła go z minką figlarną i z uśmiechem najweselszem. Opowiadała szeroko i długo, jak się wczoraj świetnie bawiła na balu u Apraksinów, pytając od niechcenia, kiedy odjeżdża? Mimo szczerej chęci oświadczenia jej najczulszych sentymentów, Borys nie był w stanie pohamować się w niecierpliwości. Zaczął wyrzucać jej gorżko i oskarzać o zalotność, trzpiotostwo, zmienność w uczuciach, wedle tego, kto jej ostatni hołdy składa. Julja dotknięta do żywego, odrzuciła z dumą, że ma słuszność zupełną, że kobiety w ogóle, a ją w szczególności, nudzi wszelka jednostajność. Borys już miał na końcu języka ostry docinek, który mógł ich poróżnić na zawsze, gdy w tem zamajaczyły mu przed oczami, owe krociowe dochody, a myśl upokarzająca, że musiałby dać za wygranę, i opuścić Moskwę, nie dopiąwszy celu upragnionego, zatrzymała słowa już niejako na ustach zawieszone. Spuścił oczy, aby lepiej ukryć ich wyraz gniewny i wahający, bąkając nieśmiało, głosem stłumionym:
— Nie przyszedłem kłócić się z panią... przeciwnie...