Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

Czy pozwolisz mi księżniczko — wstał wypowiedziawszy jeszcze kilka zdawkowych komplementów — zostawić ci Nataszkę na jakie pół godziny... mam tu w pobliżu ważny interes... powrócę po nią niebawem.
Hrabia wymyślił sobie na prędce ów wybieg dyplomatyczny, jak potem opowiadał, aby ułatwić przyszłej bratowej rozmowę sam na sam z Nataszką, sobie zaś oszczędzić nieprzyjemnego spotkania ze strasznym panem domu. Córka odgadła te ojca skryte zamiary, i zwróciła się ku Marji z minką wyzywającą. Księżniczka przystała najchętniej na propozycję hrabiego, żywiąc również błogą nadzieję, że zostanie sam na sam z Nataszką. Ta rozdrażniona i dotknięta do żywego tchórzostwem ojca, najprzód poczerwieniała, następnie zbladła jak ściana. Mimo spojrzeń wyrazistych księżniczki, panna Bourrienne, ze zwykłą u niej nieznośną arogancją, nie chciała zrozumieć, że jest zbyteczną, i mełła dalej języczkiem, o rozmaitych zabawach i przyjemnościach w Moskwie, w których księżniczka niestety nie bierze żadnego udziału. Nataszka źle usposobiona z góry, zraniona do głębi ową naradą w sieniach służby księcia, i miną kwaśną jego kamerdynera, zniecierpliwiona ojca potulnością, niemal pokorą i trwogą, z którą zdradzał się na każdym kroku, czuła jak w niej krew zastyga, i jak cała drętwieje niejako. Przybrała też mimowolnie ton najobojętniejszy, z pewnym odcieniem lekceważenia, którym znowu obraziła się księżniczka. To sprawiło, że Marja ze swojej strony była coraz sztywniejsza, małomówna, i wydała się Nataszce wstrętnie, odpychająco brzydką. Rozmowa prowadzona z najwyższym wysiłkiem