Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

jego tylko, jego wyłącznie, jego twarz, jego spojrzenie i ten uśmiech czarujący, w którym łączy się męzka energja, z słodyczą młodzieniaszka!... Lepiej nie myśleć o nim, starać się zapomnieć o wszystkiem co zaszło między nami, inaczej bowiem gotowam rozchorować się śmiertelnie z tęsknoty za nim!...
Odwróciła się od zwierciadła, powstrzymując się z biedą od nowego wybuchu łez gorzkich. — Jak też Sonia może kochać tak spokojnie, prawie apatycznie Mikołaja? — pytała się w duchu. — Jak potrafi latami czekać cierpliwie na niego, zawsze z jednakową stałością? Jam do niej w niczem nie podobna, to daremnie!... Niby ogień i woda... I spojrzała badawczo na serdeczną przyjaciółkę, która biegła szybko ku niej, wachlując się po drodze.
W chwilach takiego nadmiaru czułości i tęsknoty, nie wystarczało Nataszcze, kochać i czuć się nawzajem kochaną. Ona wtedy potrzebywała gwałtownie, uwiesić się na szyi Andrzejowi, i słyszeć z ust najdroższego potok słów namiętnych, i jak lawa rozpromienionych. Jadąc w karecie, obok ojca, wpatrywała się bezmyślnie w rewerbery migocące tu i owdzie, niby świetlane robaczki około św. Jana, wśród cieniów nocnych. Zapadała coraz głębiej w zadumę pełną słodkiej melancholji, pełną snów miłosnych, rozkosznych i upajających! Ich powóz jadąc zwolna za porządkiem, stanął w końcu pod kolumnadą teatralną, z kołami świszczącemi i piszczącemi, które obracały się mozolnie, brnąc po osie w śniegu stwardniałym od mrozu. Nataszka i Sonia wyskoczyły lekko z karety, podnosząc ostrożnie sukienki, żeby się