Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

Dmytrówny. Był na nim i Anatol. Sonia śledząc teraz bacznie każdy krok Nataszki, zauważyła, że rozmawia z nim na boku prawie szeptem, i w sposób tajemniczy, i że jej niepokój i podniecenie nerwowe, zwiększyły się jeszcze po tej rozmowie. Nataszka skoro wróciły do domu, sama uprzedziła pytania Soni, które byłaby jej zadała najniezawodniej.
— Dowiedzże się Soniu kochana — przemówiła owym słodkim tonikiem, którym posługują się dzieci, gdy chcą coś otrzymać, lub być za coś chwalonemi — dowiedz się, żeśmy wszelkie wątpliwości wyprowadzili na czysto... wszystko wyjaśnił mi i wytłumaczył najdokładniej... a tyś nagadała mi o nim tyle niedorzeczności!
— Cóż w końcu wynikło z tej waszej rozmowy? Cieszę się Nataszko, że nie masz do mnie żalu! Powiedz że mi całą prawdę.
Nataszka milczała głęboko zadumana.
— Ah! gdybyś go mogła poznać Soniu, tak jak jam go poznała! Powiedział mi... pytał się o ile jestem związana z Bołkońskim? Był uszczęśliwiony dowiedziawszy się, że odemnie zależy jedynie, zerwanie z tamtym wszelkich stosunków!
Sonia ciężko westchnęła:
— Aleś dotąd z nim przecie nie zerwała?...
— A jeżelim to zrobiła? Jeżeli wszystko skończone między mną a Bołkońskim? Dlaczegóż ty osądzasz mnie tak niesprawiedliwie?
— Nie myślę nic złego o tobie, tylko po prostu nie mogę zrozumieć tego wszystkiego...