Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

już nic do stracenia, i wiedzą z góry, czego się od nich żąda. Do nich, możecie rościć sobie wszelkie prawa, libertyni bez serca i sumienia. Wojują tą samą co wy bronią: bezwstydem i zepsuciem najwyższem! Ale chcieć uwieść, młodą, niewinną dzieweczkę, oszukiwać ją niegodziwie, okradać ją z czci dziewiczej!... Czyż ty tego nie rozumiesz, że to taka sama podłość, jak pastwić się nad dzieckiem, lub mordować starca bezsilnego?... Piotr umilkł zasapany, mierząc Anatola wzrokiem badawczym.
— Ba! czy ja tam wiem? — mruknął Anatol, odszukując zwykłą arogancję i cynizm, w miarę jak Piotr w gniewie ostygał. — Zresztą nie chcę i nie potrzebuję się nad tem zastanawiać. Powiedziałeś mi takie słowa, i tak brutalnie obszedłeś się ze mną, że jako wojskowy, i człowiek honoru, nie mogę puścić tego płazem...
Piotr osłupiał, pytając w duchu, dokąd on zmierza?
— Pomimo, że to wszystko odbyło się w cztery oczy, nie zniosę...
— Czy żądasz satysfakcji?... — spytał Piotr ironicznie.
— Mógłbyś przynajmniej odwołać twoje obelgi... szczególniej jeżeli mam uczynić zadość twemu życzeniu i... odjechać stąd... Osądź sam!...
— Niczego nie odwołuję, ale gotów ci jestem zapłacić, byleś się stąd oddalił. Ile ci potrzeba na drogę?
Anatol uśmiechnął się podle, obleśnie, tym uśmiechem służalczym, bezmyślnym, który igrał wiecznie na ustach Heleny. To Piotra doprowadziło powtórnie do wściekłej pasji:
— Oh! rodzie psi! nikczemny! bez krzty serca! —