Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

pie na obecnych. Przy najlżejszem dotknięciu drgał konwulsyjnie, fiksując wzrokiem błędnym i szklannym zbliżających się do niego. Nadszedł i stary hrabia razem z innymi.
— Ho! ho! stary gracz! — wykrzyknął. — Nieprawdaż że stary? — zwrócił się ku Danile.
— Pewnie... co stary, jaśnie panie! — Daniło zdjął czapkę z uszanowaniem.
— Słuchaj no hultaju!... Drugi raz tak się nie wściekaj, i takich głupstw mi nie gadaj, bo gotowo być źle z twoją skórą! Rozumiesz?
Daniło spuścił głowę w milczeniu. Na ustach jednak zaigrał mu uśmiech, na poły pokorny, a na poły figlarny, jak u dziecka popsutego i rozpieszczonego, które wyłapią na psocie.





VI.

Stary hrabia wrócił prosto do siebie. Paweł i Nataszka, obiecali ojcu, pośpieszyć za nim niebawem. Ponieważ było jeszcze dość wcześnie z rana, postanowiono na lisa zapolować. Odjechano trochę dalej i puszczono psy w jar dość głęboki. Mikołaj sam teraz strzelców porozstawiał, nie spuszczając z oka nikogo.
Na przeciw Mikołaja, jego dojeżdżacz, stojąc w rowie, chował się za krzak leszczyny. Zaledwie je spuszczono ze smyczy, psy zagrały coraz bliżej i coraz częściej, a w chwilę później, trąbka myśliwska oznaj-