Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

stał na środku stół składany, pociągnięty czerwonym lakierem. Otaczały go takiej samej barwy stołki drewniane. Z salki były drzwi do tak nazwanego: „pokoju bawialnego“. Piec olbrzymich rozmiarów, zabierał prawie połowę czworokątku. Kanapa wąska, wybita czarną włosienną materją, kilka karłów z poręczami, stół okrągły przed kanapą, o jednej wielkiej nodze i serwantka, której półki cztery politurowane, podtrzymywały formując nogi od razu, trzy cielska olbrzymich wężów, niegdyś wyzłacanych, a dziś mocno poczerniałych i poobdzieranych z pozłótki, stanowiły tu całe umeblowanie. Na półkach serwantki, poukładano rozmaite rupiecie ze szkła i porcelany, poszczerbione i ponadtłukiwane. Na koniec dochodziło się do gabinetu i sypialni zarazem samego gospodarza. Tu nieład panował najstraszniejszy, a powietrze stęchłe, cuchnące, przesiąkłe dymem tytuniowym, staremi skórami, psami, które tu się wiecznie wylegiwały i potem końskim, aż za gardło chwytało. Tu meble były połamane, podarte, zewsząd wychodziły garście kłaków i włosia. Podłoga nie była myta od czasów odwiecznych, ściany poczerniały i pozieleniały od wilgoci, przez brudne szyby, okryte kurzem i pajęczyną, zaledwie zdołało się światło przecisnąć. Pokój tonął zawsze w pół cieniu. Na jednej ścianie w rogu, wisiał Ikonostas. Na drugiej portret Suwarowa. W głowach tapczana, okrytego skórą niedźwiedzią, który służył za łóżko „wujciowi“ wisiały portrety (istne bohomazy!) rodziców gospodarza. Poprosił gości żeby usiedli w pokoju bawialnym, sam zaś wyszedł na chwilę. Niebawem wbiegł do salonu Rugaj, należycie wymyty i wyczesany. Zajął