Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

ręczona z Bołkońskim, i że ślub z woli starego księcia, ma się odbyć za rok dopiero, wcześniej bowiem dziwak nieznośny, nie chce nań zezwolić. Zmartwił się Mikołaj tą wiadomością. Przykro mu było pomyśleć, że Nataszka wyleci tak wcześnie z gniazda rodzinnego. Z całego rodzeństwa, ona była mu najmilszą. Żałował szczerze, że nie był w domu, w chwili oświadczyn, że nie mógł, po huzarsku, jak to lubił, rąbnąć słowa prawdy Bołkońskiemu, wykazując mu jasno i dobitnie, że związek z nim, nie jest znowu tak wielkim zaszczytem, i gdyby kochał na prawdę swoją śliczną, młodziutką narzeczoną, potrafiłby obejść się bez pozwolenia starego fiksata! Czy ma prosić o urlop, aby zobaczyć się z Nataszką? Zawahał się, zbliżał się bowiem czas wielkich ćwiczeń wojskowych, i lękał się kłopotów, które go w domu czekały. Jakoś pod wiosnę dostał znowu list od matki, pisany w tajemnicy przed mężem, w którym błagała go najusilniej, żeby do nich wybrał się, gdyż wymaga tego nieodzownie stan ich majątku. Jeżeli nikt młodszy i energiczniejszy nie weźmie się do tego, wszystko sprzedadzą na licytacyi, a cała rodzina znajdzie się w nędzy. Stary hrabia, przez dobroduszność i zbytnią słabość pokłada w Mitence zaufanie bez granic, ten zaś tymczasem oszukuje i okrada ich, razem z resztą oficjalistów. Koniec końców, lecą w przepaść bezdenną:
— „Bój się Boga, synu — pisała matka, na papierze mokrym od łez — i przybądź nam na ratunek!“
List ten poskutkował nareszcie. Mikołaj zrozumiał (może trochę za późno, jak czynią umysły nie grze-