Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

jestem pewną, że byłby się tak samo rozigrał... Gdzie on teraz przebywa?...
Rozjaśniła się jej twarzyczka, zasępiona przez jedno mgnienie oka. — Eh! ktoby tam o tem myślał i troszczył się o to? — mruknęła z cicha. Przysiadła się do wujcia, łasząc mu się jak kotka pieszczotliwie, i prosząc usilnie, żeby jej co zaśpiewał. Uczynił zadość jej życzeniu z całą gotowością.
Śpiewał nieuczenie, jak wieśniak prawdziwy, głos atoli był rzewny, czysty, i słowa wypowiadał z czuciem i zrozumieniem. Był to śpiew nieświadomy samego siebie, niby świergotanie ptaszka na gałązce; i tem właśnie rozczulał i zachwycał. Nataszka oświadczyła uniesiona zapałem bez granic, że swoją arfę wyrzuca na strych bez ceremonji, a zacznie uczyć się grać na gitarze. Udało jej się nawet wziąć kilka akordów na „wujcia“ instrumencie.
Około dziesiątej w nocy zajechały dorożka i bryczka pół-kryta z Otradnoe. Służba opowiadała, że hrabstwo byli bardzo niespokojni, co się stało z „pannuncią“ i „jasnymi paniczami?“.
Pawła zaniesiono do dorożki, która była z tyłu zaokrąglona, i miała wzdłuż idącą ławkę dość szeroką. Na tej złożono spiącego, okrywszy starannie futrami, i przymocowawszy przez pół ciała do ławki, żeby nie spadł. Przy śpiącym usiadł jeden z pachołków. W bryczce usiedli Nataszka i Mikołaj. „Wujcio“ poobtulał ich najstaranniej futrami, szczególniej Nataszkę, z troskliwością iście ojcowską. Odprowadził ich idąc pieszo, aż po za most, który nie był bardzo pewny. Na moście stali haj-