Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

podlegał on owej sile tajemniczej, owemu dziejowemu fatalizmowi, popychającemu go naprzód! wiecznie naprzód! Zostawiał on mu jednocześnie ułudę, że działa z własnej woli i z własnego popędu.
Tak więc idąc na rzeź nieuniknioną, te miljony istot myślących i czujących, ani przypuszczały, ani się domyślały, że pcha ich na Wschód fatalizm dziejowy...
Czemu spada jabłko dojrzałe z jabłoni? Czy pociągnięte własnym ciężarem? Czy że korzonek usechł od słońca promieni, który trzymał się głównej gałęzi? Czy spadło dla tego po prostu, że stoi dzieciak pod drzewem, ginący z chęci namiętnej schrupania pięknego, czerwonego jabłuszka?
Biorąc pojedynczo każdą z tych przyczyn, każda może wydać się dobrą i właściwą, lub złą i niewłaściwą. Botanik przypisujący spadnięcie jabłka wyschnięciu tkaniny komórkowej, będzie miał tak samo słuszność za sobą, jak i ów dzieciak, który widzi w tym wypadku li traf szczęśliwy, spowodowany jego żądzą zjedzenia jabłka z największym smakiem.
Tak samo miałby słuszność, i myliłby się jednocześnie ten, któryby utrzymywał, że Napoleon wkroczył do Moskwy, bo tak był postanowił, i że znalazł tam swoją zgubę, bo taką była wola cara Aleksandra. W tym samym stosunku, będzie i słusznem i fałszywem jednocześnie zdanie inżyniera dajmy na to, któryby zaręczał, że góra ważąca kilka miljonów cetnarów, wywróciła się li z powodu ostatniego uderzenia motyką, wykonanego przez ostatniego robotnika, który ją podkopywał wraz z innymi.