Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

oko w oko z twarzą czerwoną i szeroką jak miesiąc w pełni, Bestużewa. Zarumieniła się podchodząc szybko ku niemu.
— Próbuję śpiewać, jak słyszysz hrabio kochany. Jest to zawsze jakiemś zajęciem — dodała w rodzaju tłumaczenia i wymówki.
— I bardzo słusznie czynisz pani — Piotr odrzucił.
— Cieszę się bardzo, że cię widzę hrabio — mówiła dalej z niezwykłem ożywieniem. — Tak się czuję dziś szczęśliwą, niewypowiedzianie. Mikołka dostał krzyż św. Jerzego, a jam z tego taka dumna.
— Wiem o tem, bom sam państwu posłał spis, w którym był wymieniony i młody hrabia Rostow. Ale nie chcę pani przeszkadzać w jej ćwiczeniach... Pójdę zobaczyć tymczasem co hrabia szanowny porabia.
— Powiedz mi szczerze hrabio kochany — zatrzymała go Nataszka czerwieniąc się po wyżej czoła. — Czy źle czynię śpiewając? — Podniosła na niego oczy łzawe.
— Ależ przeciwnie... dla czegożby to miało być czemś niedobrem?... Chwała Bogu, żeś znowu śpiewać zaczęła... ale dla czego mnie pani pytasz o to?
— Alboż ja wiem dla czego? — wzruszyła ramionami mówiąc coraz szybciej. — Byłabym jednak niepocieszoną, robiąc cokolwiek takiego, coby się tobie hrabio niepodobało. Ufam ci bez granic. Ani się domyślasz, jak mi jest drogocennem twoje dobre o mnie mniemanie i czem byłeś dla mnie. Widziałam — mówiła dalej, nie zwracając uwagi na Piotra pomięszanie, jak on rumieni się z kolei — widziałam jego nazwisko w spisie