Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

wbrew wszelkim przewidywaniom dyplomacyi, i wszelkim prawom strategicznym... Wojska jego przeszły rzeczywiście przez Niemen w dniu na to przeznaczonym!
Dwudziestego czwartego czerwca wyszedł z pod namiotu, ustawionego na lewym brzegu rzeki, aby patrzeć przez lunetę, z dość stromego pagórka, na ruchy wojska maszerującego. I tu toczyły się niby rwące fale, ale złożone z ciał ludzkich. Wojsko przeprawiało się przez Niemen na drugą stronę po trzech mostach pontonowych, zbudowanych na prędce. Żołnierze wiedzieli, że cesarz jest tam. Wszyscy patrzali ku niemu, jak kwiat słonecznika zwraca się ku ożywczym słońca promieniom. Spostrzegli go w historycznym surducie szarym, i w małym stosowanym kapeluszu na głowie. Odbijał on od reszty otoczenia, błyszczącego od złota. Wtedy tłum cały zaczął krzyczeć: — „Niech żyje cesarz!“ — i wyrzucać w górę, co kto miał na głowie. Tak płynęły i płynęły żywe fale, wynurzając się zwolna z gąszczu leśnego, a następnie przechodząc po pontonach na brzeg przeciwny.
— No tym razem coś sobie mil upalimy! — gwarzyli żołnierze między sobą. — Oh! jak on sam się gdzie pojawi, tam się robi djabelnie gorąco... Do kroćset djabłów!... Jest tam!... tam!... na wzgórzu, nasz cesarz!... Phi! to są zatem owe sławne stepy azjatyckie?... Co prawda wielkie szkaradztwo!... Szkoda oczów, żeby na to patrzeć... Do widzenia kochany Bauchet, zarezerwuję dla ciebie najpiękniejszy pałac w Moskwie, i najładniejszą dziewczynę, jaka mi wpadnie pod rękę! Do widzenia! i daj ci Boże szczęście! widziałeś naszego cesarza?... To ci dopiero człowiek! co?... Jeżeli mnie za-