Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

czyć? Otwierał już usta, gdy wysunął się naprzód stary, poważny senator, z twarzą o wyrazie pełnym inteligencji. Przemówił tonem stanowczym i z pewnem rozdrażnieniem człowieka przyzwyczajonego do prowadzenia rozpraw, ale i do kierowania niemi samowładnie. Mówił wolno i dobitnie:
— Sądzę panowie — zaczął — że nas tu nie po to zwołano, abyśmy dysputowali nad środkiem najzbawienniejszym dla obrony państwa, pogwałconego w swoich granicach... Mamy jedynie godnie odpowiedzieć na manifest monarchy, którym nas raczył zaszczycić i zostawić władzy najwyższej ostateczne rozstrzygnienie tej kwestji, co będzie lepszem? Rekrutacja, czy też...
Piotr nie dał mu dokończyć. Znalazł szczęśliwie punkt wyjścia, w gniewie, którym zapałał, słysząc starca wyrażającego się nadto legalnie i niewolniczo, co do obowiązków ciężących na szlachcie. Przemówił z żywością gorączkową, nie obrachowując ściśle doniosłości swoich poglądów. W zacietrzewieniu mieszał do słów ruskich, całe frazesa francuzkie.
— Chciej mi przebaczyć Ekscellencjo — (przemówił tonem urzędowym do senatora, którego znał doskonale, sądził jednak, że tak będzie lepiej i stosowniej) — nie zgadzam się wprawdzie w zupełności z mówcą poprzednim, którego nie mam zaszczytu znać osobiście, zdaje mi się jednak, że nie po to jedynie zwołano tak szlachtę, jak i mieszczaństwo, aby wyrazili tak jedni, jak i drudzy, swoją życzliwość i zapał dla najjaśniejszego pana. Zwołano nas głównie w tym celu, aby według słów manifestu, naradzać się wspólnie nad środkami dla kraju