Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

tebska przez Francuzów, nie omieszkał podzielić się tą wiadomością ze wszystkimi podczas objadu. Wtedy dopiero starzec przypomniał sobie o liście syna.
— Pisał do mnie książę Andrzej — bąknął od niechcenia. — Czytałaś list? — zwrócił się do córki.
— Nie, mój ojcze — odpowiedziała strwożona. Jakże mogła czytać list, o którym teraz dopiero dowiadywała się że istnieje.
— Coś mi tam i o wojnie donosi — uśmiechnął się drwiąco i pogardliwie, jak zawsze czynił, skoro ten przedmiot naruszano.
— List musi być niesłychanie zajmujący — wtrącił Desalles. — Któż mógłby wiedzieć lepiej o wszystkiem?...
— Ależ naturalnie! — wykrzyknęła panna Bourrienne.
— Trzeba go przynieść z mego pokoju. Jest na małym stoliczku, pod przyciskiem marmurowym.
Francuzka zerwała się chcąc okazać wielką usłużność.
— Nie, nie! — starzec zmarszczył brwi groźnie. — Pójdź ty Michale Iwanowiczu!... — Budowniczy usłuchał rozkazu, zaledwie jednak wyszedł z sali, a już starzec zerwał się od stołu i rzucił serwetę niecierpliwie:
— Bałwanisko, nigdy niczego znaleść nie może! — Gotów mi jeszcze wszystko poprzewracać do góry nogami! — mruknął gniewnie i wyszedł w tropy za posłanym. Marja, Francuzka i Mikołcio, spojrzeli jedno na drugiego znacząco, ale w głębokiem milczeniu. Za chwilę wrócił książę, a za nim budowniczy. Przynosili list razem z planem strategicznym narysowanym dokładnie przez Andrzeja. Starzec położył to wszystko koło swego