Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

urok... rozpłomieniającą go do szału... niestałą jak toń morska i jak ona zdradliwą!... Co on wtedy zniósł, wycierpiał!... jak dzika rozpacz nim miotała, widząc się zastąpionym we wszystkiem... przez Potemkina! Uśmiecha się jednak teraz i do niego, słodko... czarująco... przemawia łaskawie, naraz widzi ją na wysokim katafalku, z twarzą obrzękłą, żółtą jak wosk, otoczoną światłem jarzącem. Wielką carowę Katarzynę!
— Ah! gdybym tak mógł raz jeszcze wrócić się do owej epoki, lub gdyby „Oni!“ przestali mnie dręczyć i zostawili w spokoju! — szepnał starzec przez sen.





XXVI.

Podczas konferencji księcia z rządcą, Desalles udał się do księżniczki Marji. Przedstawiał jej z uszanowaniem, ale nie mniej dobitnie, odwołując się do listu Andrzeja, jak wielkie niebezpieczeństwo grozi im w Łysych Górach, oddalonych zaledwie o sześćdziesiąt wiorst od Smoleńska, a tylko trzy wiorsty od głównego gościńca wiodącego do Moskwy. Skoro więc zdrowie jej ojca, nie pozwala mu zarządzić wszystkiego odpowiednio, postąpiłaby nader rozumnie i przezornie, posyłając ze swojej strony, przez Alpatycza list do gubernatora Smoleńska, z proźbą usilną, ażeby jej doniósł jak rzeczy stoją, bez ogródek i czy nie narażają życia po prostu, zostając dalej w Łysych Górach? Desalles list napisał, Marja