Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

pisać, nigdy jednak nie dał się oszukać, nigdy nie omylił się w rachunku, znacząc na lasce kozikiem liczby pojedyncze sztrychem, a dziesiątki krzyżem, na drzewie wystruganym. A prowadził nieraz znaczne transporta zboża i odbierał najskrupulatniej dziesięciny od chłopów dla dziedzica. Temu tedy wójtowi, rozkazał był Alpatycz, żeby dostarczył luzem koni dwanaście do bryk, a prócz tago ośmnaście wozów, zaprzęgniętych po cztery konie w poręcz pod meble. Płacono wprawdzie dworowi po większej części czynsz gotówką, Alpatycz znał jednak na palcach całą gminę, wiedział że wieś liczy dwieście trzydzieści rodzin, po większej części bardzo zamożnych, spełnienie zatem rozkazu nie przedstawiało najmniejszej trudności. Wójt atoli spuścił oczy, ani pary z ust nie puściwszy. Alpatycz uznał za stosowne wyliczyć mu po nazwisku gospodarzów, którzy mają dostarczyć wozów i koni.
Odpowiedział mu na to skrobiąc się w głowę, że konie chłopów wymienionych są wszystkie w drodze. Rządca wymienił innych wieśniaków.
— Ci tam wcale już koni nie mają. Zabrali im na podwody dla wojska carskiego — bąknął wójt oczów nie podnosząc. — Reszta zaś spracowana... same zdechlaki!... drągami je podnoszą. W żaden sposób nie znajdziemy podwód, ani nawet koni luzem do bryk...
Alpatycz spojrzał na wójta osłupiały. Jeżeli Hrehory był dobrym wójtem, Alpatycz był niemniej rządcą wzorowym. Zrozumiał w lot, że te odpowiedzi nie szły gładko Hrehoremu, że nie wypowiadał ich z własnego popędu, tylko pod wpływem i naciskiem zdania gremjalnego, chło-