Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

strony wymachując rękami. Wójt poszedł był za księżniczką, aby odebrać od niej dalsze rozkazy.
Obecnie radaby była odjechać jeszcze prędzej. Powtórzyła mu zatem z naciskiem, że ma się starać o konie i wozy. Następnie zamknęła się w swoim pokoju, zadumana głęboko i boleśnie.





XXXIV.

Stała tak długo w nocy, oparta o futrynę okna otwartego. Wiatr ustał był pod wieczór, niebo się wyjaśniło, księżyc w pełni płynął majestatycznie po lazurze, cisza uroczysta panowała w całej przyrodzie. Przed oczami Marji przesuwały się mgliste obrazy dni ubiegłych, tak obfitych w wzruszenia i ciosy bolesne. Zapomniała o zbliżających się Francuzach, o chłopstwie zbuntowanem, o swojem własnem sieroctwie i opuszczeniu, o tem, że musi teraz sama o sobie radzić i troszczyć się... tylko cała utonęła w bolesnem wspomnieniu ostatnich chwil ojca przed zgonem... Widziała go nie z tą twarzą srogą i nieubłaganą, przed którą truchlała, od kiedy mogła siebie zapamiętać, ale z owym wyrazem łagodnym a lękliwym, którym patrzał na nią od chwili, gdy go ruszył i ubezwładnił paraliż.
— Skąd „mu“ się wzięło, nazwać mnie swoją duszinką? — pytała się w duchu. — Gdzie „on“ jest teraz? Co się „z nim“ dzieje?!...