Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam zaszczyt zameldować najpokorniej waszej ekscellencji, że ci buntowczyki, nie chcą wypuścić ze wsi swojej dziedziczki i śmią jej grozić wyprzęgnięciem koni!... Wszystko zapakowane od dzisiejszego ranka, a jaśnie oświecona księżniczka nie może wyjechać!...
— Nie do uwierzenia! — wykrzyknął Rostow osłupiały.
— A jednak prawda szczera, wasza ekscellencjo!
Rostow zeskoczył z konia oddając go w ręce swojemu luzakowi. Idąc piechoto ku dworowi, wypytywał szczegółowo Alpatycza, o to całe zajście z chłopami. Znamy już początek. Koniec zaś był taki, że Dron rzucił klucze od spichrza pańskiego pod nogi Alpatyczowi, nie chcąc być dłużej wójtem i łącząc się duszą i ciałem z chłopami. Nie chciał więcej pokazać się we dworze, mimo nalegań i próśb nawet ze strony księżniczki Marji. Gdy księżniczka wydała rozkaz służbie dworskiej, żeby jej własne konie zaprzęgać do powozu i bryk, chłopstwo zbuntowane zagroziło, że konie wyprzęgną przemocą i nie puszczą dziedziczki, bo jest zakazano porzucać swoje ognisko! Alpatycz starał się nadaremnie przemówić im do rozumu. Dron stał się niewidzialnym, a Karpiak oświadczył stanowczo w imieniu całej gromady, że nie puszczą ze wsi dziedziczki, bo to sprzeciwia się rozkazom. Jeżeli zaś z nimi pozostanie, gotowi służyć jej najwierniej, jak dotąd służyli.
Księżniczka postanowiła jednak odjechać wbrew perswazjom Alpatycza, „niani“ i reszty kobiet służebnych; odjechać koniecznie! Zaprzęgano właśnie cichaczem konie do powozu i bryczek, gdy widok dwóch oficerów i kilku żołnierzy, galopujących na koniach przez wieś, wywołał