Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

na to i nie umie zmusić chachołów do należnego posłuchu. I tyś taki sam łotr, zdrajca. Znam ja was wszystkich na wylot... Tylkoby z was skórę drzeć pasami...
Biegł dalej, jakby się bał wylać gniew cały na jednego, którym pierś jego wzbierała. Alpatycz przełknął w milczeniu obelgi niezasłużone, widząc w nich szczere zainteresowanie się młodego komendanta losem księżniczki. Starał się ile możności dotrzymać kroku Rostowowi, a po drodze udzielał mu uwag i wskazówek, co do natury chłopów tutejszych. Dawał mu do zrozumienia, że przez wzgląd na ich butę i upór żelazny, byłoby może lepiej wezwać liczniejszy zastęp żołnierzy, zanim zacznie się z nimi jakiekolwiek rokowania.
— Siłę zbrojnę sprowadzać, na ten podły motłoch? Jeszcze czego nie stało! — oburzył się Rostow. — Potrafię sam dać sobie z nimi radę! — biegł dalej Mikołaj, tracąc prawie przytomność z gniewu wściekłego. Mimo, że Alpatycz dotąd nie wiedział, co właściwie Rostow zrobić zamyśla, spodziewał się najpomyślniejszego rezultatu po tak energicznem wystąpieniu oficera, czem musi chłopstwu zaimponować. Zresztą podczas gdy Rostow rozmawiał z księżniczką, wkradł się pewny zamęt pomiędzy chłopstwem zbuntowanem. Kilku z nich klęło duszę i ciało, że nowoprzybyli są rzeczywiście rosyjskimi wojakami i jakiemiś wielkiemi figurami. Gotowi zatem pogniewać się na nich, że ośmielili się zatrzymywać gwałtem księżniczkę. Dron nie wahał się teraz wypowiedzieć głośno tego zdania, zakrzyczeli go jednak Karpiak ze swoimi poplecznikami.
— Przez ileż to lat obżerałeś się naszą krwawicą?