Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czapki z łbów!... łotry! zbóje! miateżniki! — krzyknął Rostow.
— Wójta żąda... gdzie wójt? — zaszemrano z cicha, a wszystkie głowy odkryły się od razu.
— My nie miateżniki — protestował Karpiak. — Wykonujemy tylko to co nam rozkazano i...
Nie miał czasu dokończyć, bo Rostow chwycił go za kark, wykręcił nim młynka, z siłą iście herkulesową o jakiej sam dotąd nie miał wyobrażenia i grzmotnął nim jak kłodą o ziemię.
— Jeszcze śmiesz odpowiadać, ty psi synu! Hej! związać, skrępować łotra!
Ławruszka i żołnierze rzucili się na chłopa.
— Możeby sprowadzić więcej naszych? — szepnął Ławruszka mimochodem.
— Nie potrzeba. — Alpatycz skinął na dwóch parobków, pewny teraz posłuchu i kazał im związać Karpiaka własnemi pasami rzemiennemi. Wykonali rozkaz natychmiast.
— Gdzie wójt? — huknął Rostow powtórnie.
Wysunął się wreszcie Dron blady jak ściana.
— Piękny z ciebie wójt, nie ma co mówić! — zaśmiał się dziko Rostow. — Związać i tego łajdaka! — wydał rozkaz, ani chwili nie wątpiąc, że zostanie tak samo usłuchanym.
— Co do reszty... zabierać mi się do domów!... przygotować konie i wozy, ile ich będzie potrzeba waszej pani... I żeby mi było cicho, jak makiem posiał!...
— Nie zrobiliśmy przecie nic złego! — chłopi mru-