Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

o tem słyszeć. Ci chcą tego, tamci owego! Co robić?... co wybrać?... powiedz mi! — powtórzył, jakby oczekiwał odpowiedzi. Oko zdrowe błysnęło mu wyrazem gienjalnym i głębokim. — Otóż ja ci powiem synu, jeżeli chcesz, co trzeba robić i co ja robię. W wątpliwości, wstrzymuj się — wymawiaj te słowa wolno i z naciskiem. — A teraz żegnaj mi synu kochany, pamiętaj że podzielam boleść twoją całem sercem, że dla ciebie nie jestem ani książęcą mością, ani wodzem naczelnym, jestem ci ojcem! Skorobyś czego potrzebował, udaj się do mnie z całą ufnością. Niech cię Bóg prowadzi! Uścisnął go z całej siły głucho łkając.
Zaledwie Andrzej próg przestąpił, Kutuzow upadł nazad na karło, stękając ze zmęczenia i zaczął czytać dalej najspokojniej romans pani de Genlis.
Rzecz dziwna i niewytłumaczona: ta rozmowa podziałała na Andrzeja uspakajająco. Wrócił do swego pułku, pewny, że wszystko pójdzie jak najlepiej, ufając na ślepo temu, który kierował teraz wojną i trzymał ster w dłoni. Czuł się spokojnym z wielu przyczyn i względów. Uderzył go najprzód w Kutuzowie brak zupełny osobistych widoków i osobistej ambicji. Starzec nad grobem pozbył się już był wszelkich namiętnych żądz i pragnień, a nabył natomiast wiele, bardzo wiele doświadczenia. U niego umysł nie wysilał się już na tworzenie coraz nowych planów w nieskończoność. Oddawał on się raczej rozmyślaniom pełnym głębokiej filozofji, nad biegiem wypadków i według tego sąd swój kierował i plany układał. Andrzej odjeżdżając był najmocniej przekonany, że starzec podoła olbrzymiemu zadaniu,