Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

się pomimo tego na stanowisku, z tej nader błahej przyczyny, że stykają się bezustannie z głową tegoż państwa. Jakże inaczej wytłumaczyć, jeżeli nie potrzebą konieczną dla utrzymania pewnej równowagi w społeczeństwie, którą w przyrodzie reprezentują zwierzęta drapieżne, jak wytłumaczyć obecność w rządzie i wpływ takiego drapieżnika, okrutnika, gbura, nawet bodaj od siekiery nie ociosanego, jakim był Arakczejew? Podczas przeglądu wojska wyrywał własnoręcznie wąsy grenadjerom w przystępie szału wściekłego, niknął jak kamfora, skoro groziło skądkolwiek niebezpieczeństwo, a jednak stał jako minister wojny, przy boku Aleksandra, w którego duszy i charakterze było tyle uczuć wzniosłych i tyle cech prawdziwej rycerskości.
Bałakow zastał marszałka Davoust’a z adjutentem przy boku, w chłopskiej stodole siedzącego na beczółce i zajętego przeglądaniem i sprawdzaniem rachunków. Byłby mógł najniezawodniej kazać się wystarać swoim podkomendnym o wygodniejsze siedzenie. Należał on atoli do tej kategorji ludzi, którzy z umysłu utrudniają sobie wszelkie warunki życiowe, aby mieć powód do usposobienia ponurego i nieprzystępnego. Lubią oni udawać na każdym kroku ogromny pospiech, jako obarczeni pracą nad siły.
— Czy podobna, pytam się, patrzeć na życie przez szkła różowe, gdy jest się tak przygniecionym i zafrasowanym wiecznie, jak ja i gdy siedzi się na beczce, w lichej stodole? — zdawała się przemawiać twarz ponura i skrzywiona pana marszałka.
Tego rodzaju osobistościom, sprawia największą przy-