Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Chociaż Bałakow był nawykł do pomp i przepychów dworu, zdziwiła go nie mniej wytworność niezwykła, która otaczała cesarza Francuzów.
Hrabia de Turenne wprowadził go do wspaniałej sali, gdzie zebrała się była tłumnie cala jeneralicja, szambelani i polscy magnaci, ci sami po większej części, których widział tak niedawno, otaczających i nadskakujących carowi Aleksandrowi. Duroc przyszedł mu oznajmić, iż otrzyma posłuchanie, przed przejażdżką konną jego cesarskiej mości.
W chwilę później, szambelan będący dnia tego na służbie, ukłoniwszy mu się z wszelką kurtuazją, poprosił go do gabinetu przyległego, tego samego, w którym odbierał ostatnie rozkazy Aleksandra, gdy odjeżdżał z Wilna, z listem do Napoleona.
Czekał ze dwie minuty, gdy naraz dały się słyszeć za drzwiami kroki przyspieszone, stawiane śmiało i żywo. Drzwi roztworzono na oścież tym razem... Stał przed nim Napoleon! Był ubrany stosownie do konnej przejażdżki, cały zlany wódką kolońską, nie znosił bowiem odoru potu końskiego. Wyglądał świeżo, z brzuszkiem cokolwiek nadto zaokrąglonym i odstającym. W jego fizjognomji był wyraz powagi i łaskawości iście monarszej. Malował się w całej jego postawie dobrobyt człowieka, któremu nie zbywa na niczem, co stanowi rozkosz i wygódki życia. Zdawał się też być w humorze wyśmienitym.
Skłonił szybko głowę, w której przebiegało kiedy