Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

— Podobne propozycje, jak opuszczenie Odry i Wisły, można robić księciu Badeńskiemu naprzykład; ale nie mnie! — krzyknął nagle nie zdolny więcej do panowania nad sobą. — Gdybyście mi dawali Petersburg z Moskwą razem, jeszczebym waszych warunków nie przyjął! Mnie oskarżacie żem wojnę rozpoczął, a któż pierwszy podążył do obozu? Car Aleksander, nie ja! Przychodzicie teraz prawić mi o układach, kiedym wydał miljony, kiedy sami konszachtujecie z Angją po za mojemi plecami, i kiedy wasze położenie staje się z każdym dniem trudniejsze, prawie bez wyjścia! W jakim celu zawarliście sojusz z Anglją? Co wam przyszło dotąd z niego? — mówił z coraz większem uniesieniem, usiłując dowieść swoich praw, swojej siły niepokonanej i błędów popełnionych przez cara Aleksandra. O to mu jedynie chodziło, aby przekonać Bałakowa, że on jest jak zawsze, tak i teraz nieomylnym, a nie o roztrząsanie pod jakiemi warunkami dałoby się w danym razie pokój utrzymać.
W pierwszej chwili, dość jeszcze oględnie dowodził wszelkich korzyści swojego obecnego położenia, dając do zrozumienia, że mimo tej wielkiej przewagi z jego strony, raczyłby może jeszcze nawiązać z Rosją układy pokojowe. W miarę jednak, jak go gniew opanowywał, tracił prawie przytomność, i wyrzucał gwałtownie słowa bez związku. W końcu było aż nadto widocznem, że zmierza li do jednego celu, aby siebie wywyższyć do granic niemożliwych, poniżając i upokarzając Aleksandra. W samym początku rozmowy zdawał się atoli chcieć czegoś wręcz przeciwnego.
— Mówią żeście również zawarli sojusz z Turcją?