Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

krople wody! On jeden umiał zrzucić jarzmo z karku i dokazywał po całym pałacu, niby młody źrebak. Chociaż na pozór wszystko zostało w Łysych-Górach niezmienione, stosunki wzajemne między mieszkańcami były teraz o wiele gorsze. W pałacu utworzyły się były dwa obozy, wrogie sobie nawzajem. Obecność Andrzeja, spowodowała była jedynie chwilowe „zawieszenie broni“, w tej ciągłej wojnie podjazdowej. Jeden obóz stanowił stary książę, Francuzka i budowniczy; w drugim zaś bronili się jak mogli, przed napastliwością pierwszych, księżniczka Marja, Mikołuszka, jego mentor pan Dessalles, stara niania Marji, i cały tejże fraucymer, nienawidzący aroganckiej Francuzicy.
Podczas gdy Andrzej bawił w Łysych-Górach, siadano razem do objadu. Widział on jednak doskonale, jak wszyscy są zażenowani, i że obchodzą się z nim, jakby z kimś zupełnie obcym, na cześć którego robią to ustępstwo wyjątkowe. Odczuł to tak boleśnie, i tak był tem dotknięty do żywego, że i on nie swój, zakłopotany, nie pewny o czem mówić, a czego unikać, zamknął się w zupełnem milczeniu, nie otwierając ust wcale w czasie owych wspólnych zasiadów. To całe jego zachowanie, zbyt nienaturalne, aby mogło przejść niepostrzeżenie, oddziałało najfatalniej na jego ojca. I on stał się milczącym i ponurym jak gradowa chmura. Zaraz po obiedzie starzec odszedł do swego pokoju i już się więcej nie pokazał. Gdy wieczorem syn udał się do niego i próbował zająć starca opowiadaniem kampanji przeprowadzonej przez młodego Kameńskiego, ojciec zamiast go słuchać, zaczął wygadywać przed nim na księżniczkę