Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

stra prosi mnie abym zapomniał“ — pomyślał — znaczy to, mówiąc wyraźniej, że powinienbym był pomścić oddawna zniewagę wyrządzoną.
I nie słysząc wcale kazania, które mu księżniczka Marja dalej prawiła, wyobraził sobie z namiętnem zadowoleniem ową chwilę radosną, w której spotka się oko w oko z nienawidzonym Kurakinem. Wiedział na pewno, że i on jest obecnie w armji idącej na Francuzów.
Księżniczka Marja błagała raz jeszcze brata najusilniej, żeby został bodaj przez jeden dzień jeszcze. Była najmocniej przekonana, że ojciec będzie tem wielce zasmucony, gdy Andrzej odjedzie, nie pożegnawszy się z nim wcale. Brat atoli był wręcz przeciwnego zdania. Zapewniał siostrę, że nieporozumienie, zaostrzyłoby się tylko, gdyby opóźniał się z odjazdem. Obiecywał zresztą powrócić niebawem, a tymczasem miał napisać do ojca z przeprosinami.
— Zegnaj mi zatem, najdroższy Jędrusiu — rzuciła mu się na szyję z płaczem rzewnym — i pamiętaj, że wszelkie nasze nieszczęścia pochodzą od Boga. Ludzie nigdy nie mogą i nie powinni odpowiadać za nie.
Temi słowy, pożegnała brata księżniczka Marja.
— Ha, któż wie zresztą, czy tak nie jest? — dumał Andrzej wyjeżdżając z alei prowadzącej do pałacu. — Biedna, niewinna ofiara, przeznaczona aby ją męczył i dręczył starzec przez pół oszalały, który czuje w końcu że źle czyni, a nie jest w stanie odmienić swego nieznośnego usposobienia... Rośnie mój syn, uśmiecha się do życia, a kiedyś, tak samo jak każdego z nas, będą go ludzie oszukiwali, albo on ich będzie oszukiwał na-