Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 07.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

ich gienjusz Napoleona, uznany już przez świat cały. Można było domyśleć się tego w każdym z ich argumentów. Wierzono, że temu gienjuszowi wszystko się udać musi. Przypuszczano nawet, że gotówby był zaatakować ich naraz ze wszystkich stron. Jego imię wymówione, wystarczało, aby zapędzić w kąt od razu ich najmędrsze rezonowania. Pfuhl jeden jedyny, mówił o Napoleonie jako o barbarzyńcy z przekąsem pogardliwym, tak samo jak o tych wszystkich, którzy byli przeciwni jego teorji ulubionej. Do szacunku, jaki wzbudzał w księciu Andrzeju, mieszało się i uczucie politowania. Wnosząc z tonu lekceważącego ogółu dworaków, a szczególniej ze słów Paulucci’ego do cara, jak też i z rozdrażnienia i rozgoryczenia, którem tchnęło każde przemówienie wielce uczonego teoretyka, było nader łatwem do przewidzenia, i on sam to przeczuwał, że niełaska carska spadnie nań niebawem, niby piorun z jasnego nieba. Ukrywał biedak pod płaszczykiem zjadliwej i pogardliwej ironji, rozpacz ogarniającą go na myśl, że wymknie mu się jedyna sposobność, zastosowania i sprawdzenia na szeroką skalę, doskonałości jego systemu, i wykazania światu całemu, że jego teorja jest nieomylną.
Narada trwała jeszcze bardzo długo; stawała się coraz burzliwszą, zmieniając się w końcu w kłótnię prawie, i w napaści osobiste jednych na drugich. Andrzej wśród tego chaosu zdań, planów, teorji i propozycji najdziwaczniejszych, wśród tej istnej wieży Babel! pomieszanych języków, był zdumiony niesłychanie. W czasie swojej służby czynnej, rozmyślał nieraz nad tem, co ludziom podobało się nazwać sztuką wojskową. Według