Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
XXI.

O drugiej popołudniu, zebrała się pełna rada wojenna, w najpokaźniejszej izbie w chacie należącej do wieśniaka Andrzeja Sewastjanowa. Przed drzwiami chaty i na podwórzu, gapił się tłum chłopów, bab, dziewcząt i dzieci, na wchodzących jenerałów, całych złotem szamerowanych, z piersiami lśniącemi od mnogich gwiazd i orderów. Kutuzow drzemał w kącie izby pod piecem, na który wdrapała się była przed chwilą faworytka dziadzia (tak sześcioletnia Parania nazywała Kutuzowa) córeczka Sewastjanowa, której Kutuzow dawał raz po raz cukierki. Przykucznąwszy w rogu pieca, patrzyła nieśmiało na wchodzących jenerałów, to znowu uśmiechała się słodko do „dziadzia“. Kutuzow budząc się kiedy niekiedy, okazywał rozdrażnienie i niecierpliwość, to mrucząc coś pod nosem, to szarpiąc gwałtownie kołnierz od munduru, jakby go ten dusił, mimo że był rozpięty od góry do dołu. Gdy jego adjutant Kajssarow, zbliżył się do okna, chcąc odsunąć firankę, machnął ręką niecierpliwie, aby dał temu pokój. Adjutant domyślił się, że wódz naczelny pragnie zostać w cieniu, aby nikt nie mógł niczego z twarzy jego wyczytać.
Było już pełno w izbie, czekano jedynie z rozpoczęciem narady, na przybycie Bennigsena. Ten pod pozorem badania powtórnego całej pozycji, kończył najspokojniej objad smakowity, który mu był kucharz jego przyrządził. Gdy zjawił się nareszcie, przez dwie godziny radzono pół głosem, patrząc na mapy i plany, rozłożone na stole pod oknem, ale nie powzięto niczego stanowczego, i żadnej decyzji ostatecznej.