Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjąć planu hrabiego Bennigsena. Podobne przesuwanie wojska z miejsca na miejsce, pod samym nosem nieprzyjaciela, jest zawsze operacją wielce niebezpieczną. Historja potwierdza to zresztą. I tak naprzykład... — zatrzymał się szukając po głowie faktu odpowiedniego, spojrzawszy przytem z pod oka, z przesadną szczerością i nieśmiałością na Bennigsena. — Naprzykład: w bitwie pod Friedlandem, którą musisz hrabio pamiętać... nie było to wcale korzystnem dla nas; właśnie w skutek podobnego obrotu.
Zaciężyło znowu przez jaką minutę nad całem zebraniem, które wydawało się wieczystem!
Rozprawiano jeszcze po trochę dla formy, czuł jednak każdy z osobna, że właściwie wyczerpano kwestję sporną najzupełniej. Kutuzow wyprostował się nagle i silnie odchrząknął. Zrozumiawszy, że powie coś stanowczego, całe grono jenerałów skupiło się w koło niego.
— Zrozumiałem to dobrze, moi panowie, że ja sam będę musiał wziąć na moje barki całą odpowiedzialność. Wysłuchałem cierpliwie zdań najrozmaitszych. Wiem, że wielu będzie przeciw mnie... jednak, na mocy władzy najwyższej, udzielonej mi przez naszego pana i cara najmiłościwszego — dodał powtarzając i schyliwszy czoło z pokorą. — Otóż w imię tej władzy, poruczonej mi przez monarchę i naród cały, nakazuję... dalszą rejteradę!
Jenerałowie rozeszli się w milczeniu uroczystem, z jakiem zwykło się opuszczać pokój, w którym spoczywa umarły. Parania którą oddawna oczekiwano na wieczerzę, zlazła z pieca czemprędzej, przebiegła cichutko, jak myszka