Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

dla mnie wszystkiego, czego zażądam. — W swojej próżności bezgranicznej, Helena była przekonana że i Piotr rozkochany w niej do szaleństwa.
— Ha, ha, ha! — wybuchnął Bilibin. — Paradną jesteś droga hrabino!... Kocha cię więc tak dalece, że aż pragnie z tobą rozwodu?
I Helena śmiechem mu zawtórowała.
Do osób wątpiących o legalności i możliwości związku drugiego, póki mąż pierwszy nie umrze, należała w pierwszym rzędzie matka Heleny. Pożerała ją zazdrość niesłychana, na myśl o przyszłych córki świetnych losach. Ona już o niczem podobnem marzyć nie mogła nieboga! Zaczerpnęła więc rady pewnego duchownego rosyjskiego, czy rozwód jest kiedykolwiek dozwolony? Duchowny odpowiedział jej kategorycznie, powołując się na tekst jednej z ewangielji, który odbiera wszelką nadzieję kobiecie zamężnej, żeby mogła pomyśleć o drugim związku, póki pierwszy mąż żyje. Uzbrojona temi argumentami, niezbitemi w jej oczach, pospieszyła do córki. Przybyła wcześnie z rana, aby tem pewniej rozmówić się z nią sam na sam. Helena wysłuchała jej najspokojniej, uśmiechając się tylko ironicznie.
— Zaręczam ci — matka uparcie powtarzała — że taki czyn jest surowo karany.
— Ah! nie plotłaby mama takich bzdurstw... nic a nic się na tem nie rozumiesz. W mojem położeniu, mam przeciwnie święty obowiązek...
— Ależ moja droga...
— Ależ pozwól mama, że przecież Ojcu świętemu