Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

adjutant przestraszony. — Kluczarew miał inne grzeszki na sumieniu, za które został oddalony... Otóż wracając do owej historji, gubernator miał się czem irytować...
— „Jakże to być może, aby ona wyszła z pod twojego pióra? — perswaduje dalej zaciętemu uparciuchowi. — Została po prostu przetłumaczoną z francuzkiego dziennika, wychodzącego w Hamburgu. Ty zaś nie umiesz wcale po francuzku. — Nie czytałem tego w żadnym dzienniku, tylko wszystko wysnułem z własnej głowy — odpowiada z najbezczelniejszą zuchwałością. — Skoro tak — wybucha nakoniec gubernator dyszący z gniewu — jesteś zdrajcą po prostu! Wezmą cię pod sąd i powieszą na pierwszej lepszej gałęzi! — i na tem skończyła się do dzisiaj ta sprawa. Roztopczyn kazał przywołać ojca, ten zaś mówił to samo co syn. Wyrok zapadł. Skazano go, ile mi się zdaje, do kopalń na całe życie... a obecnie stary ojczysko, przyszedł błagać o ułaskawienie syna. Nicpoń wielki z tego chłopczyska! Wolnodumiec popsuty do gruntu przez kobiety... umizgus, libertyn... Gdzieś tam liznął trochę nauki po za Rosji granicami i sądzi że już wszelkie rozumy pojadł i ma się za coś lepszego od nas barbarzyńców. W ojca oberży był wielki obraz Boga Ojca, trzymającego w jednej ręce berło, a na drugiej dłoni kulę ziemską, wyobraź sobie hrabio, młodzik wziął ten obraz do siebie i pewien nędzny bazgracz...