Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

z mieszkańcami, unoszącymi z miasta co kto mógł. Pomimo afiszów rozlepianych z rozkazu Roztopczyna, a może właśnie w skutek tychże, krążyły po mieście wieści najpotworniejsze. Zapewniano, że nie wolno nikomu z miasta wyjeżdżać. Ktoś inny znowu puszczał bąka, że po wyniesieniu w miejsce bezpieczne cudownych obrazów i relikwji Świętych, zmuszą wszystkich mieszkańców do opuszczenia miasta. Trzeci utrzymywał na pewno, że Rosjanie wygrali jeszcze jedną walną bitwę, oprócz tej, którą stoczyli z Francuzami pod Borodynem. Obiegały wieści, że armja cała już nie istnieje, albo: że milicja z duchowieństwem na czele pójdzie zająć gromadnie Trój-Górę... że chłopstwo zbuntowane ciągnie do Moskwy z wsi okolicznych... że przyaresztowano kilku zdrajców, przekupionych przez Napoleona... i tak dalej i tem podobnie... Wszystko to w końcu było bajką wierutną, ale tak ci co wyjeżdżali, jak i ów motłoch, który nie myślał ruszyć się z miejsca, wszyscy byli głęboko przekonani, że Moskwa zgubiona ostatecznie; trzeba więc z niej się wynosić, ratując co można. Przeczuwano, że wszystko musi się zapaść niejako. Do dnia 1 września jednak nic się nie było zmieniło na pozór w całem mieście, i na wzór skazanego na śmierć, który stanąwszy pod rusztowaniem, jeszcze się ogląda, czy mu nie nadejdzie ułaskawienie, Moskwa żyła dalej zwykłym trybem, nie pytając się i nie dbając o jutro. A to jutro fatalne, miało zniszczyć ją do szczętu, nie zostawiwszy kamienia na kamieniu! nie oszczędzając nikogo i niczego!
Te trzy dni przeszły u Rostowów w trosce nieustającej, i trudach niesłychanych przy pakowaniu mnóstwa