Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

desek i tam ułożył się do snu. Hrabina podeszła do Nataszki, położyła dłoń na jej czoło, jak to zwykła była czynić, gdy sądziła, że córce coś brakuje. Następnie pocałowała ją czule w głowę.
— Zimno ci, moja gołąbeczko... trzęsiesz się cała... powinnabyś się położyć?... — przemówiła tonem prośby.
— Mam się położyć?... Ah, tak... prawda... Zaraz mateczko... — bąkała jak przez sen słowa bez związku i ładu.
Skoro dowiedziała się Nataszka że książę Andrzej jest ciężko ranny i jedzie razem z nimi, wypytywała się i badała wszystkich w około, kiedy to się stało i czyby nie mogła widzieć go? Odpowiedziano jej, że to jest niemożebnem, przez wzgląd na jego stan groźny. Przekonana, że choćby nie wiem jak błagała, nie usłyszy od nikogo inszej odpowiedzi, umilkła i siedziała nieruchoma w głębi powozu, tak samo jak teraz na ławie, w rogu izby. Hrabina odgadła, nauczona doświadczeniem, że córka układa w głowie coś szalonego. Ten zamiar niedocieczony niepokoił matkę w najwyższym stopniu.
— Nataszko, moje drogie dzieciątko, rozbierz się i połóż razem ze mną do łóżka. — (Jedna hrabina miała łóżko. Dla reszty przygotowano posłanie z siana, przykryte kobiercami i kocami).
— Nie mateczko, byłoby nam obu niewygodnie... wolę spać na sianie — mruknęła Nataszka zniecierpliwiona. Zbliżyła się do okna i otworzyła je.
Usłyszała z domu obok jęki bolesne adjutanta Rajewskiego. Wytknęła głowę za ramę okna, chłodząc czoło rozpalone, nocnem, wilgotnem powietrzem. Matka