Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

beczku — wykrzyknęła chłopka. — I co mam zrobić z tem dzieciakiem, jeżeli nie odszukam Marji Mikołajówny?
— Czego chce ta kobieta? — spytał oficer.
— Czego chce?... Przynosi mi moją córkę, którą przed chwilą wyniosłem z domu płonącego. — Piotr odrzucił, rozgorączkowany w najwyższym stopniu, widokiem dziewczynki, która narobiła mu takiej biedy.
Sam nie wiedział, po co i na co popełnił to kłamstwo? Wszak nie mogło mu się na nic przydać. Z głową dumnie podniesioną, pomaszerował krokiem zamaszystym, pomiędzy czterema, pilnującemi go ułanami.
Wysłano ów patrol, jak i wiele innych, na rozkaz Durosnel’a dla powstrzymania żołnierzów od rabunku, i aby połapać podpalaczy, którzy (jak utrzymywali Francuzi) z nienawiści ku nim, chcą całą Moskwę obrócić w perzynę. Z ludzi podejrzanych, przytrzymano kilku zaledwie. Jakiegoś kupca, dwóch młodych kleryków, chłopa, czyjegoś lokaja i garstkę rosyjskich maroderów. Piotr wydał im się najniebezpieczniejszym. Skoro też przyprowadzili go przed główny odwach, zamknęli w osobnej izdebce, strzegąc pilnie, żeby im nie umknął przypadkiem.


KONIEC TOMU OSMEGO.