Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

zajętego stanowiska, ani od rodzaju broni, ani nawet od większej liczby żołnierzów!...
— Od czegóż zatem? — Piotr wykrzyknął zdumiony.
— Od zapału i gotowości do ofiar najwyższych, jaki jest we mnie, w nim — wskazał na Tymotkina — i w każdym z osobna szeregowcu!
Tymotkin wlepiał w swego pułkownika wzrok osłupiały. Nie pojmował skąd się wzięło u Andrzeja to podniecenie gorączkowe, ten ogień namiętny, nie licujący zupełnie z jego wzięciem zwykłem, zimnem, spokojnem i nie ledwie apatycznem. Czuło się, że nie jest w stanie wypowiedzieć wszystkich myśli, które mózg mu rozpierają.
— Bitwę — mówił dalej szybko — wygrywa zawsze ten, który powie sobie z góry, że ją wygrać chce i wygrać musi. Dla czego nie zwyciężyli Rosjanie pod Austerlitz? Ich straty nie były większe, od tych, jakie ponieśli Francuzi. Za wcześnie tylko uwierzyli, że są pobici. Uwierzyli zaś z tej przyczyny, że bili się tam niechętnie, że radziby byli umknąć z placu boju jak najrychlej. Partja przegrana? Zmykajmy więc! No! i ulotnili się czemprędzej. Gdyby sobie nie byli tego powiedzieli, Bóg jeden wie coby jeszcze było wynikło z tego wszystkiego? Jutro zaś nikt z nas tego sobie powiedzieć nie pozwoli. Zapewniasz mnie że lewe skrzydło rosyjskie słabo obwarowane, a prawe rozciągnięte zbyt szeroko... To niedorzeczne po prostu i bez żadnego znaczenia!... Pomyśl tylko, co nas jutro czeka! Tysiące trafów, wypadków najmniej spodziewanych, które mogą szalę przechylić w tę lub w ową stronę, w jednej chwili!... Bądź my, bądź któryś z oddziałów francuzkich