Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

z góry na to widowisko? Ah! wierz mi kochany przyjacielu, życie stało się dla mnie od pewnego czasu nieznośnym ciężarem. Zaglądnąłem nie w jedno nadto głęboko. Człowiek zaś nie powinien kosztować owocu zakazanego wszechwiedzy, nie powinien zapuszczać sondy zuchwale w rany odwieczne społeczeństwa, nie powinien śmieć rozsądzać swoim słabym rozumem, co jest złem a co dobrem?:.. No! to już nie potrwa długo!... Ale ciebie musiały znużyć moje dziwaczne poglądy na świat cały?... I jam strudzony... Czas najwyższy... wracaj do Górek!
— Co nie, to nie! — Piotr odrzucił wlepiając w Andrzeja wzrok przerażony, ale nie mniej pełen sympatji.
— Idź już, idź, trzeba wyspać się przed bitwą. — Andrzej zarzucił mu nagle ramiona na szyję, ściskając najserdeczniej. — Żegnaj mi Piotrusiu... Czy zobaczymy się jeszcze na tym tu padole?... Bóg to jeden wie.
Odwrócił się i popchnął go za drzwi.
Tymczasem noc była zapadła. Piotr nie mógł zobaczyć wyrazu jego fizjognomji. Czy malowała się w niej czułość, czy surowość? Stał chwilę niepewny: czy wrócić do Andrzeja, czy też pójść dalej?
— Nie, on mnie nie potrzebuje, czuję zresztą, że widzieliśmy się w życiu raz ostatni — pomyślał ciężko westchnąwszy i puścił się ku Górkom.
Andrzej rzucił się na posłanie, tak jak stał, sen jednak nie nadchodził. Wśród mnóstwa obrazów przesuwających mu się po przed oczy, zatrzymał się myślą dłużej nad jednem wspomnieniem, które wzruszyło go do głębi. Było to podczas pewnego wieczoru w Peters-