Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

świata, cesarz nie odpowiedział ani słowa. Fabvier zakończył sprawozdanie tym frazesem górnolotnym, że wojsko przejęte na wskroś tą jedną wielką ideą: stać się godnem swojego cesarza, i tą jedną bojaźnią, żeby nie zasłużyć na jego naganę! Bądź jak bądź rezultat tam nie był wcale szczęśliwy i zadawalniający. Napoleon pocieszał się dowcipkując złośliwie na ten temat i zadając Fabvier’owi pytania ironiczne, któremi starał się dowieść, że nie spodziewał się niczego lepszego tam, gdzie jego nie było.
— Musimy to w Moskwie naprawić — bąknął Napoleon od niechcenia. — Do zobaczenia wkrótce!... — Zwrócił się teraz do Beausset’a, który miał czas okryć niespodziankę firanką z pąsowego adamaszku i zawołał na niego tonem przyjacielskim.
Beausset oddał mu ukłon dworski, którego wykwintną tajemnicę posiadali jedynie starzy dworacy Bourbonów i wręczył mu list zapieczętowany. Napoleon pociągnął go za ucho poufale:
— Pośpieszyłeś się pan nie lada, cieszy mnie to niezmiernie... Cóż mówią o nas w Paryżu? — dodał robiąc naraz minę bardzo serjo.
Sire cały Paryż tęskni za swoim monarchą — odpowiedział prefekt.
Napoleon wiedział doskonale, że było to jedynie zręcznem pochlebstwem. W chwilach jaśniejszych, odczuwał i rozumiał fałsz tych słówek miodowych. Jednak połechtało go przyjemnie to pochlebstwo i znowu go lekko za ucho pociągnął.
— Żałuję pana, żeś musiał trudzić się tak daleko.