Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— W tej chwili odjechał — brzmiała odpowiedź.
Adjutant zwrócił się do Piotra, nie wiedząc co ma z nim dalej robić.
— Nie troszcz się pan o mnie, proszę usilnie — Piotr przemówił — widząc jego zakłopotanie. — Wyjdę aż na sam szczyt wzgórza.
— Tak, tak... pójdź tam panie hrabio... Widać wszystko jak na talerzu, a nie jest to jeszcze punkt zbyt niebezpieczny... Przyjdę i ja do pana... za chwilę...
Rozłączyli się i dopiero pod wieczór tego dnia samego dowiedział się Piotr, że jego grzecznemu i miłemu towarzyszowi, ramię urwało. Doszedł do baterji ustawionej na owem sławnem wzgórzu, znanej u Rosjan pod nazwiskiem „Baterji Rojewskiego.“ Francuzi zaś ochrzcili ją byli mianem. — „Strasznej, niezdobytej reduty“ — uważając za punkt najważniejszy po stronie Rosjan. Pod tą redutą padło dziesięć tysięcy ludzi. Pagórek otaczały z trzech stron głębokie rowy. Dziesięć paszcz armatnich wyrzucało nieustannie ogniste pociski, przez otwory w okopach. Inne działa wysunięte na sam brzeg, strzelały również. Trochę w tyle po za linją dział skupiono znaczny oddział piechoty. Piotr nie domyślał się wcale, że znalazł się przypadkiem na punkcie najważniejszym z całego pola bitwy. Sądził przeciwnie, że jest to miejsce zupełnie bez znaczenia. Usiadł z boku na wale z ziemi, rozglądając się w koło z uśmiechem dobrodusznym, z rodzajem bezmyślnego zadowolenia. Podnosił się kiedy niekiedy, aby widzieć dokładniej, co się w koło niego dzieje, starając się o to usilnie, żeby w niczem nie przeszkadzać i nie zawadzać żołnierzom, którzy