Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

jak ktoś podrażniony przeszkodami, wyrastającemi nagle na jego drodze.
Sire, książę... — zaczął mówić adjutant.
— Żąda posiłków, co? — przerwał mu gniewnie Napoleon.
Adjutant skinął głową potakująco. Odwrócił się od niego cesarz, zrobił kilka kroków tam i nazad, powrócił i zawołał Berthier’a.
— Trzeba będzie posłać mu posiłki... jak sądzisz? Kogoż poszlemy temu gąsięciu, z którego chciałem zrobić orła?
— Poszlijmy Sire, dywizję Clapared’a — odpowiedział Berthier, umiejący na pamięć nie tylko nazwiska dywizjonerów, ale wszystkich pułków i oddziałów.
Cesarz wybór pochwalił. Adjutant puścił się więc galopem w stronę dywizji Clapared’a. W chwilę później, młoda gwardja ukryta za wzgórzem ruszyła z miejsca. Napoleon wzrok wytężył w tym kierunku.
— Nie! — przerwał nagle dotychczasowe milczenie. — Nie mogę wysłać Clapared’a... poszlemy Friant’a.
Wykonano, rzecz naturalna, rozkaz cesarski najpunktualniej, mimo że owa zamiana, nie tylko była niepotrzebną, ale co gorsza, opóźniała o kilka godzin wysłanie posiłków. Napoleon, nie domyślając się tego wcale, grał w obec swoich żołnierzów niewdzięczną rolę lekarza, który przez zadawanie pacjentowi lekarstw niestosownych, przeszkadza naturze spełniać funkcje prawidłowo. A tak w drugich potępiał surowo rolę podobną. Dywizja Friant’a utonęła jak i reszta armji w obłokach dymu gęstego. Tymczasem zaś adjutanci przyby-