Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

wyżsi oficerowie w jego pułku, powzięli myśl skorzystania z gratyski. Chcieli napaść w nocy niespodziewanie na obóz francuzki, i odbić im przynajmniej trochę koni. Jeden z nich poleciał z tą propozycją do głównej kwatery. Tam położenie i stosunki zaostrzyły się coraz bardziej. Przed kilku dniami Jermołow przyszedł błagać Bennigsena, żeby użył całego swego wpływu na Kutuzowa nakłaniając go do zaatakowania Francuzów.
— Gdybym nie znał cię tak na wylot jenerale — uśmiechnął się gorżko Bennigsen — sądziłbym, że pragniesz czegoś wręcz przeciwnego. Wystarczy bowiem, żebym ja coś zaproponował, aby wódz naczelny zrobił zupełnie inaczej.
Opowiadanie kozaka potwierdzone przez innych jeszcze patrolujących po lesie, wykazało, że trzeba koniecznie wystąpić zaczepnie. Wszystko było gotowem do wybuchu. Poruszyły się sprężyny, młotki uderzyły i zegar zaczął dzwonić. Pomimo nadanej mu władzy nieograniczonej, wbrew swojemu przekonaniu i tyloletniemu doświadczeniu, Kutuzow przyzwolił na atak, osądzając go z góry za niepotrzebny a nawet szkodliwy. Skłoniło go do tego bardzo wiele powodów i okoliczności: raport dla niego wielce nieprzychylny, który wysłał był do cara Bennigsen; życzenie samego monarchy i zapał jenerałów rwących się do boju. Musiał w końcu ustąpić, w obec tak potężnego parcia ze wszech stron.