Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie ma nikogo w domu — odpowiedział mu żołnierz stojący na warcie.
Poszedł dalej. Wszędzie odbierał tę samą odpowiedź.
— Byle mnie nie kazano odpowiadać za to spóźnienie — pomyślał ordynans zakłopotany nie lada. — A to mnie nieszczęście prześladuje!
Objechał w koło obóz. Jedni utrzymywali, że Jermołow tylko co odjechał z kilkoma innymi jenerałami, inni znowu zaręczali, że już wrócił z objażdżki. Nieszczęśliwy ordynans błądził tak do szóstej wieczorem bez wytchnienia, nie jedząc nawet objadu. Jermołow stał się niewidzialnym, i nikt nie wiedział gdzie go szukać? Wysłannik pokrzepiwszy się cokolwiek u jednego z towarzyszów broni, dotarł aż do przednich straży, któremi dowodził Miłoradowicz. Tu mu powiedziano, że dowódzca jest na balu u jenerała Kikina, a i Jermołow tam być musi.
— Gdzież to jest?
— Tam w Jeszkinie — oficer od kozaków wskazał mu ręką wieś z wspaniałym pałacem, na wzgórzu zbudowanym.
— Jakto?... Ależ ta wieś leży już po za naszą linją bojową?
— Nic nie znaczy... posłano tam właśnie nasze dwa pułki, które bankietują i hulają aż miło!... Jenerał zamówił dwie muzyki pułkowe, i cały chór śpiewaków!
Oficer minął linję bojową. Gdy zbliżał się do pałacu, usłyszał wesoły śpiew żołnierzów, należących do chóru, i grzmiące oklaski reszty biesiadników. Ta wesołość udzieliła się mimowolnie i młodemu gwardziście, chociaż trwożył się okropnie, czy nie przypiszą jemu winy, że