Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

cuzkie. Były to jeszcze tylko przypuszczenia, w oczach młodzików niedoświadczonych, zupełnie wystarczające, ale dla Kutuzowa, wcale niedostateczne. Stary, szczwany lis, wiedział ile warte takie pogłoski z ust do ust podawane. I to było mu znanem doskonale, jak ludzie lubią wyciągać wnioski i robić najrozmaitsze kombinacje, z każdej bajeczki puszczonej w świat, według własnych pragnień i widzimisię; jak nie lubią w razie podobnym wierzyć i trzymać się tego, co sprzeciwia się ich poglądom, psuje im szyki niejako. Im bardziej pożądał Kutuzow ostatecznego kwestji rozwiązania, tem mniej puszczał wodze fantazji, stając się coraz ostrożniejszym i niedowierzającym. Tą myślą był zajęty wyłącznie. Reszta były to sprawy podrzędne, jak zwykłe wymogi i zatrudnienia codzienne, do których należała stała korespondencja z panią de Staël i z jego nielicznemi, ale doświadczonymi przyjaciołami w Petersburgu; pogadanki z jego sztabem, czytanie najnowszych romansów francuskich i rozdawanie nagród. Najgorętszem atoli pragnieniem, do czego serce mu się rwało, był pogrom Francuzów, bliski, nieomylny, który on jeden jedyny przeczuł i przewidział od samego początku kampanji.
Był wyłącznie zajęty tem rozpamiętywaniem, gdy usłyszał szelest kroków w sieni. Weszli byli Toll, Konowniczym i Bołhowitynow, kurjer.
— Kto tam? Proszę! proszę! Co nowego? — wykrzyknął wódz naczelny.
W chwili gdy służący zapalał świece, Toll podzielił się z nim otrzymaną wiadomością.