Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

takowe tak, żeby nikt tego nie zauważył. Następnie przybrał na nowo ton niesłychanie sztywny i poważny.
— Czy Wasza miłość ma mi jeszcze co do rozkazania? — spytał salutując Denissowa po wojskowemu, i wcielając się w rolę adjutanta jeneralskiego, do której gotował się przez całą drogę — Czy też będę miał szczęście zostać dłużej przy Waszej miłości?
— Rozkazy?... — powtórzył Denissow machinalnie myśląc zupełnie o czem innem. — A mógłbyś zostać przy mnie do jutra?
— Ah! panie kochany pozwól mi zostać przy tobie! — wykrzyknął nagle Pawełek, zapominając o wszystkiem.
— Cóż ci jednak nakazał jenerał?... Prawdopodobnie abyś wracał natychmiast, co?!...
Pawełek spłonął szkarłatem:
— Nic mi nie powiedział... a więc mogę zostać?...
— Dobrze zresztą... — Denissow odrzucił zamyślony. Nakazał teraz swoim ludziom aby skierowali się ile można najciszej ku leśniczówce wyznaczonej jako punkt zborny. Wysłał naprzód swego adjutanta, na owym koniu kirgiskim, aby dowiedział się na pewno od Dołogowa czy złączy się z nimi na wieczór? On tymczasem z esaułem i z Pawełkiem chciał przemknąć się niepostrzeżenie brzegiem lasu, aby bodaj z daleka rzucić okiem na Francuzów, których miał napaść do dnia.
— No! stary brodaczu — przemówił do chłopa służącego im za przewodnika — prowadź nas ku Szamszewu!