Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

co widział i czego doświadczył w wojsku regularnem, martwił się tem jednem tylko, że (jak mu się zdawało w podnieconej wyobraźni), czyny bohaterskie spełniają się zawsze tam tylko gdzie jego nie ma. Błagał też najusilniej swego jenerała, gdy ten oglądał się za jakim zuchem, aby go wysłać do Denissowa, błagał żeby jemu raczył powierzyć tę ważną misję. Jenerał przystał na to. Gdy sobie atoli przypomniał szaloną brawurę Pawełka pod Wiazmą, gdzie zamiast jechać z całym pułkiem, wyrwał się naprzód, na przełaj, galopując po pod sam nos francuzkim tyraljerom rozsypanym na brzegu lasu, a nawet ubił dwóch strzałami celnemi z pistoletu, zakazał mu surowo brać udziału w niebezpiecznej wyprawie Denissowa. Z tego powodu zmieszał się był Pawełek i zarumienił po same uszy, gdy spytał go Denissow czy wolno mu zostać przy nim przez dzień następny? Póki do lasu nie dojechał, Pawełek przysięgał w głębi ducha, że zastosuje się ściśle do rozkazu i wróci natychmiast do swego zwierzchnika. Skoro jednak rzucił okiem na Francuzów i usłyszał przechwałki Tykona, zdecydował, zmieniając zdanie z łatwością wrodzoną u młodzieniaszków, którym jeszcze pstro w głowie; że jego jenerał (poważał go bardzo aż do tej chwili), to sobie nic wielkiego!... Ot taki prosty Niemczysko! Tu zaś ma przed sobą Denissowa, bohatera Nr. pierwszy! esauła Nr. drugi! i Tykona Nr. trzeci, może z wszystkich imponujący mu najbardziej. Byłoby zatem hańbą dla niego, opuścić ich w chwili tak groźnego niebezpieczeństwa i on musi im towarzyszyć w wyprawie projektowanej.