Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

w Pawle rozmaite myśli i wątpliwości, z których sobie na razie nie umiał zdać sprawy.
— Skoro taki zuch jak Dołogow utrzymuje, że to dobre, musi być dobrem. Niech sobie wybije z głowy Denissow, żeby mógł mną dysponować, jakby niedorostkiem.
I rzeczywiście pomimo zaklęć i próźb gorących Denissowa, Pawełek hardo się stawił, mówiąc że wie co ma czynić i nie lęka się niczego.
— Pan komendant powinieneś to sam zrozumieć — rzekł po chwili patrząc czule w oczy Denissowowi — musimy być pewni ile ludzi mają Francuzi w konwoju, od tego zależy przecież życie naszych zuchów... Zresztą mam tak wielką ochotę, widzisz pan!... proszę zatem mnie nie zatrzymywać, boby to się i tak na nic przydało... Dałem słowo i muszę jechać z panem Dołogowem.





XXXVI.

Gdy przywdziali mundury francuzkie i przykryli głowy kaszkietami stosownemi, Paweł z Dołogowem puścili się konno, ku polance na krańcu lasu, skąd Desnisow przed chwilą badał konwój nieprzyjacielski. Gdy tam przybyli, zjechali w dół, jadąc dalej wąwozem, nakazawszy swojemu luzakowi, który im towarzyszył, żeby ukrył się w gąszczu leśnym, i czekał na nich nie ruszając się z miej-