Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wracaj zatem do armji, panie pułkowniku — car podniósł głowę ruchem majestatycznym. — Powiedz naszym dzielnym żołnierzom, powiedz wszystkim naszym wiernym poddanym, którędykolwiek będziesz przejeżdżał, że gdyby nam nie stało armji, staniemy sami na czele naszej zacnej szlachty, naszego poczciwego ludu wiejskiego, a będziemy bronili ojczyzny wspólnej do ostatka. Państwo nasze zasobniejsze jeszcze tak w ludzi z poświęceniem, jak i we wszystko inne, o wiele więcej niż o tem sądzą nasi nieprzyjaciele — car mówił dalej zapalając się coraz bardziej. — Gdyby jednak było postanowione w wszechwładnych wyrokach Opatrzności — wzniósł w górę wzrok dziwnie słodki i łagodny — że nasza dynastja ma zaprzestać rządów na tronie naszych przodków... wtedy wyczerpawszy wszelkie środki obrony, które tylko będą w naszej mocy, zapuścimy brodę i pójdziemy raczej jeść razem z wieśniakami chleb suchy i pieczone ziemniaki, zanim byśmy mieli podpisać traktat hańbiący tak nas, jak i cały nasz naród, którego ofiarność niezrównaną umiemy cenić jak na to zasługuje!
Po tych słowach wymówionych drżącym głosem, car odwrócił się znowu, aby ukryć łzy cisnące mu się do ócz mimowolnie; przeszedł się tam i nazad po gabinecie; nareszcie zatrzymał się przed Michaud’em, uścisnął mu dłoń silnie i rzekł z wzrokiem promieniejącym gniewem i postanowieniem nieodwołalnem:
— Nie zapominaj pułkowniku słów, które słyszysz od nas w tej chwili. Być może, iż kiedyś przypomnimy je sobie z przyjemnością. To daremna! Napoleon i my