Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.
XLII.

Wstręt do ludzi odczuwany przez Nataszkę, rozciągał się szczególniej na członków z jej najbliższej rodziny. Każde ich słowo drażniło ją i brzmiało w sercu dźwiękiem fałszywym; nie licowało bowiem z owym światem idealnym, nadziemskim, w którym cała utonęła. Była w obec nich nie tylko obojętną, ale znienawidziła ich prawie. Wysłuchała zrazu słów pokojowej, nie pojąwszy ich strasznej doniosłości: — O jakiem nieszczęściu wspomina? — pomyślała Nataszka. — Cóż mogło się im przytrafić, których dni upływają, w tak apatycznym i jednostajnym spokoju?
Gdy wchodziła do salonu, spostrzegła ojca na progu od matki pokoju sypialnego. Twarz starca drgająca kurczowo, była zalana łzami. Na widok córki, wyciągnął ku niej ramiona ruchem rozpaczliwym, wybuchając łkaniem spazmatycznem.
— Pawełek! Nasz Pawełek!... Idź, idź do niej! Woła, przyzywa cię bez ustanku! — Rozszlochany jak dziecko, powlókł się dalej z wysiłkiem i upadł na sofę, zakrywając twarz dłońmi.
Nataszkę przebiegł w tej chwili od stóp aż do głowy, niby silny prąd elektryczny, rozdzierając serce bólem strasznym. Zdawało się jej że musi zginąć pod tym naciskiem, gdy nagle po owem cierpieniu, doznała dziwnej ulgi, jakby ją kto uwolnił od ciężaru ubezwładniającego fizycznie i moralnie. Zniknęło bezpowrotnie odrętwienie, które skuwało niejako jej wszystkie członki. Widok ojca zrozpaczonego; krzyki dzikie i rozdzierające